MAISON MARGIELA Jazz Club EDT
Gdy po raz pierwszy usłyszałem o wodzie toaletowej Jazz Club od MAISON MARGIELA, byłem z miejsca przekonany, że to coś zapewne dla mnie. Wszakże muzyka jazzowa, jako mój ulubiony gatunek muzyczny towarzyszy mi od wielu lat. Zapach został przez twórców przypisany z nazwą na flakonie do nowojorskiego Brooklynu. A jeśli Brooklyn, to od razu na myśl nasuwa się genialny pianista Thelonious Monk oraz jego zakazane występy w legendarnym klubie jazzowym Tony’s. Sprawdźmy zatem, czy twórcom zgodnie z ideą kolekcji REPLICA, udało się odtworzyć poprzez zapach, atmosferę nowojorskiego klubu jazzowego.
Nazwa Brooklyn ma swoje początki w XVII wieku w czasach pierwszych osadników holenderskich na ziemiach amerykańskich. Założyli tu niewielką osadę na brzegach East River przy Long Island i nazwali ją Breuckelen na część holenderskiego miasta Breukelen.
W latach 50-tych XX wieku, Brooklyn był już jedną z pięciu dzielnic Nowego Jorku, w której miały miejsce intensywne zmiany społeczne i kulturowe. Napływ imigrantów z różnych części świata, w dużej mierze ukształtował tożsamość Brooklynu i jego wyjątkowy charakter.
All that jazz
Brooklyn to także ważne miejsce w historii jazzu. Podczas, gdy biała publiczność z pobliskiego Manhattanu, tańczyła przy rytmach Lennie Tristano, po drugiej stronie mostu, czarni aktywiści i artyści z Brooklynu odkopywali korzenie muzyki, wykorzystując ją do politycznego, społecznego i duchowego wzrostu swojej afroamerykańskiej społeczności.
Jazz w pełni opanował Brooklyn. Od kameralnych klubów nocnych, po lokalne kawiarnie, domy kultury, a także domy Boże. To był czas, kiedy ilość klubów jazzowych na Brooklynie była większa, niż na sąsiednim Manhattanie. Jazz był dosłownie wszędzie.
Tony’s Club Grandean, Brooklyn, NYC
Tony’s był lokalnym barem z małą kuchnią i zapleczem. Nazywany był też małą kawiarnią należącą do Czarnych. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, ani ładnego. Do czasu kiedy w 1953 roku Vincent Jones postanowił otworzyć tu klub jazzowy. Sam organizował pierwsze występy i miejsce szybko stało się ulubionym miejscem wpływowych, czarnoskórych jazzmanów. Wtedy obiekt przemianowano na Tony’s Club Grandean, ponieważ mieścił się na roku Grand Avenue i Dean Street. Budynek stoi do dnia dzisiejszego.
Do klubu początkowo przychodzili głównie mieszkańcy Brooklynu, a od czasu do czasu zaglądali tu także „intruzi” z Harlemu. Wstęp kosztował 1$.
O klubie jednak wkrótce zaczęło robić się głośno. Obecność białych ludzi z Manhattanu w Tony’s była początkowo czymś niezwykłym. Tony’s startował jako lokalny klub na Brooklynie, ale wiadomości o występach wpływowych artystów sceny jazzowej, rozeszły się nawet do Europy. Głównie za sprawą felietonów w nowojorskiej prasie. Każdy, kto w latach 50-ych był jakkolwiek związany z jazzem, przechodził przez klub Tony’s. Jedną z największych gwiazd klubu był wtedy Thelonious Monk, uznawany za jednego z prekursorów nowoczesnego, awangardowego jazzu.
Jeden z jego wyjątkowych koncertów odbył się dnia, kiedy do lokalu, bez biletów wtargnęli lokalni gangsterzy. Sceny jak z filmów sensacyjnych. Krwawa bijatyka, masy tłuczonego szkła, krzesła i stoliki fruwały w powietrzu. Zdesperowany Charles Mingus swoim ciałem chronił przed latającymi przedmiotami swój kontrabas, a Thelonious Monk, niczym nie wzruszony, improwizował dalej na fortepianie.
Thelonious Monk, Miles Davis, Gigi Gryce, Charles Mingus i Max Roach
Klub Tony’s. Brooklyn NYC, marzec 1954.
W tamtych czasach narkotyki wśród znanych artystów jazzowych były bardzo popularne. Brali je prawie wszyscy. W 1951 roku Thelonious Monk wraz ze swoim bliskim przyjacielem Budem Powellem zostali zatrzymani przez policję. Podczas kontroli znaleziono w samochodzie narkotyki. Buda natychmiast aresztowano, a Monk na 6 lat stracił licencję, tzw. “cabaret license”, umożliwiającą występy publiczne w granicach Nowego Jorku. Zakaz koncertowania na tym terenie był dla tego wirtuoza fortepianu sporym ciosem. Muzyk w tym czasie właśnie dopiero co zyskał większą popularność.
Kiedy zatem zawieszono mu licencję, pojawiał się nielegalnie w klubie Tony’s na Brooklynie. Bez ważnej licencji nie mógł figurować na plakatach reklamowych, co jednak nie przeszkadzało w wypełnieniu za każdym razem lokalu, rozentuzjazmowanym tłumem jego wielbicieli.
To tu w każdy weekend podczas każdorazowego jam session, gęsty dym tytoniowy zwykł unosić się w powietrzu. Mieszał się on z oparami wypitego alkoholu, tworząc dla wielu gości niezapomnianą atmosferę. W miejscu tym historia pulsowała w rytmie trąbek i saksofonów, bębnów, kontrabasów, a światła migotały nad podniszczonym fortepianem. Woda toaletowa Jazz Club przywołuje tamte wspomnienia. Zapach ten według mojej opinii, w harmonijny sposób łączy się z duszą tego wyjątkowego miejsca.
Progresja akordów
Woda toaletowa Jazz Club powstała w 2013 roku. To pełna swobody, harmonii i niezapomnianych nut kompozycja, która wabi nas swoim niezwykłym rytmem i klimatem. Ta doskonała, olfaktoryczna improwizacja jest dziełem Alienor Massenet. Jazz Club to jak dotąd, jej najbardziej znany set.
W pierwszym takcie rozbrzmiewają tu synkopy cytrusowych akordów. Bardzo delikatna świeżość sycylijskiej cytryny, połączona z nutą olejku neroli, wprowadza nas w charakterystyczny swing, który skłania nas do poruszania się w jego rytmie. Ułatwia nam to też spora i jasna przestrzeń, która powstała dzięki motywowi Iso E Super. Zagrywka różowym pieprzem dodaje pikantnych wibracji, ale przede wszystkim, jest to pierwsza zapowiedź nastroju typu dolce. Modulacja rozwinie się bowiem, także dzięki półnucie kumaryny, w nieco słodszym kierunku, nadając strukturze nieprzewidywalności i różnorodności.
Pośrodku sali wyczuć można urzekające opary słodkiego rumu. Odurzająca ciecz rozlała się gdzieś po drewnianym stole, podłodze i skórzanej, miękkiej kanapie. W ten spontaniczny sposób powstał akord łączący alkohol, drewno i skórę. To akord pełen ciepła i wyrafinowania. Prowokuje do dokładniejszego wsłuchania się w nocny repertuar. Szkoda, tylko że rum ma tu dość niski poziom głośności. Z chęcią podbiłbym jego moc o parę procent.
Natomiast dwudźwięk szałwi i wetiweru jest tu dla mnie w ogóle ledwie słyszalny. I bardzo dobrze, bo myślę, że nadmiar tych akcentów wprowadziłby niepotrzebną kakofonię w tym utworze.
W finale króluje dominanta absolutu wanilii, intensywnie ograna słodkim styraxem, która w moim odczuciu ma największy wpływ na ogólną harmonię kompozycji. Zapewnia także komfort oraz łagodzi atmosferę Jazz Clubu.
Kontrapunktem do niej jest absolut z liści tytoniu. Akordy tytoniowe jednak grają tu pianissimo. Przynajmniej dla mnie są po prostu bardzo ciche. Z tego też powodu lubię podkręcić ich dynamikę jakimś klasycznym tytoniowcem. Jazz Club od MARTINA MARGIELI całkiem nieźle pasuje mi w duecie z Tobacco Vanille od TOM FORD lub Tabac Rouge od PHAEDON.
Jazz Club to bardzo rytmiczna, zmysłowa i seksowna kreacja. Obok By the Fireplace, to moja ulubiona pozycja z portfolio MAISON MARGIELA. Pomimo ciepłej słodyczy, jest to raczej męski ensemble grający swoje wieczorne jam-session. Potrafi bardzo różnie wybrzmiewać na skórze. Dla mnie gra tu przede wszystkim wanilia. Tytoń, rum czy skóra to jak wspomniałem, dla mnie lekko wyczuwalna fuzja. Jednakże jej rozświetlona cytrusami tonacja, pozwala mi odtwarzać klimaty brooklyńskiego klubu jazzowego każdego wieczora i o każdej porze roku.
Będąc w Nowym Jorku zapuszczałem się jedynie do klubów jazzowych na Manhattanie. Jednym z moich ulubionych był IRIDIUM Jazz Club. Następnym razem jednak nie omieszkam zajrzeć na Brooklyn, aby poczuć tamten klimat i sprawdzić, jak radzi sobie obecnie tamtejsza scena jazzowa.
Rok premiery: 2013
Kraj: Francja
Dom: MAISON MARGIELA >>
Perfumiarz: Alienor Massenet
Kolekcja: REPLICA
Wersja: EDT
Ocena: ⭐⭐⭐⭐⭐ / 5
🛒Sprawdź aktualne ceny na NOTINO: MAISON MARGIELA – Jazz Club EDT
🛒Sprawdź aktualne ceny na SOBELIA: MAISON MARGIELA – Jazz Club EDT